piątek, 15 sierpnia 2014

Kiedy kontuzja krzyżuje plany

Konrad Dybaś to ostatni człowiek z Podkarpackiej ekipy Free Motion i jednocześnie jeden z jej założycieli. Na Żerków jechał jako faworyt w co najmniej dwóch konkurencjach - Sick Three i Challenge. Niestety, do Cieszyny wracał bez żadnego trofeum. Wszystkiemu winny jest nie tyle on sam, co kontuzja, którą aktualnie stara się wyleczyć.

Rafał Kobylarczyk: Na Żerków jechałeś jako jeden z faworytów w co najmniej dwóch konkurencjach. Co poszło nie tak? 

Konrad Dybaś: Jeśli chodzi o Challenge to chyba sam widzialeś. Ogólnie mam kontuzję już jakieś 4 miesiące i nie mogę nadwyrężać nogi. Jeżeli grać maksymalnie to dosłownie raz na dzień, bo przy drugim treningu ból jest już zbyt silny. W ten dzień, w którym rozgrywana była pierwsza konkurencja kopaliśmy sobie trochę i Krzysiek Golonka zapytał się, czy nie mógłbym nagrać dla niego czegoś. Grałem może z jakieś pół godziny i zrobiłem przez ten czas z jakieś 50 skmatwów. Chciałem nagrać coś konkretnego, ale średnio siadało. Było to trochę niepoważne z mojej strony, bo zaraz bioderko zaczęło boleć. Później rozgrzewka przed samym Challenge to tragedia, po zwyklym skatwie czułem mocny ból... No i później nie mogłem już wyciągnąć 3 ahmatwów z powodu bólu przy ustawianiu nogi do niego. 

R. K.: Myślisz, że gdyby nie te nagrywanie, nawiązałbyś walkę z JRK i KND? 

K. D.: Myślę, że w tej trójce spokojnie mógłbym powalczyć, bo kilka kolejnych rund było dla mnie lajtowych. Przecież skatwa, skora move'a czy skmatwa robię właściwie na luzie, a na tym polegały dla mnie kolejne etapy w challenge. 

R. K.: A Sick Three? Na początku mieliśmy wszyscy przykład złośliwości przedmiotów martwych... 

K. D.: No tak tak, z piłką to był jeden wielki cyrk. Dodatkowo trochę się pochorowałem, prawie nie wiedziałem co się wokół mnie dzieje. Przed swoim występem czułem się bardzo źle i nie jestem na siebie zły za to Sick Three, bo nie to nie była moja wina w jakim byłem stanie i jak się czułem. Nawet nie pamiętam czyją piłką próbowałem zrobić swoją trójkę 

R. K.: Czyli to wszystko nieszczęśliwy zbieg okoliczności. W następnym roku będzie lepiej? 

K. D.: Jasne! Następnym razem miejmy nadzieję, że przyjadę bez kontuzji i będę walczyć o najwyższe miejsca w kilku kategoriach, bo na ten rok też miałem takie założenia. Jak wiadomo, nie poszło, z kilku powodów. Trochę żałuję, że nie startowałem w Variety, ale jak pomyślę o moim biodrze, to dochodzę do wniosku, że i tak to byłoby bez sensu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz