Konrad Dybaś to ostatni człowiek z Podkarpackiej ekipy Free Motion i jednocześnie jeden z jej założycieli. Na Żerków jechał jako faworyt w co najmniej dwóch konkurencjach - Sick Three i Challenge. Niestety, do Cieszyny wracał bez żadnego trofeum. Wszystkiemu winny jest nie tyle on sam, co kontuzja, którą aktualnie stara się wyleczyć.
Rafał
Kobylarczyk: Na Żerków jechałeś jako jeden z faworytów w co najmniej dwóch
konkurencjach. Co poszło nie tak?
Konrad Dybaś: Jeśli chodzi o Challenge to chyba sam widzialeś. Ogólnie mam
kontuzję już jakieś 4 miesiące i nie mogę nadwyrężać nogi. Jeżeli grać
maksymalnie to dosłownie raz na dzień, bo przy drugim treningu ból jest
już zbyt silny. W ten dzień, w którym rozgrywana była pierwsza
konkurencja kopaliśmy sobie trochę i Krzysiek Golonka zapytał się, czy
nie mógłbym nagrać dla niego czegoś. Grałem może z jakieś pół godziny i
zrobiłem przez ten czas z jakieś 50 skmatwów. Chciałem nagrać coś
konkretnego, ale średnio siadało. Było to trochę niepoważne z mojej
strony, bo zaraz bioderko zaczęło boleć. Później rozgrzewka przed samym
Challenge to tragedia, po zwyklym skatwie czułem mocny ból... No i
później nie mogłem już wyciągnąć 3 ahmatwów z powodu bólu przy
ustawianiu nogi do niego.
R. K.: Myślisz, że gdyby nie te nagrywanie, nawiązałbyś walkę z JRK i
KND?
K. D.: Myślę, że w tej trójce spokojnie mógłbym powalczyć, bo kilka
kolejnych rund było dla mnie lajtowych. Przecież skatwa, skora move'a czy
skmatwa robię właściwie na luzie, a na tym polegały dla mnie kolejne
etapy w challenge.
R. K.: A Sick Three? Na początku mieliśmy wszyscy przykład złośliwości
przedmiotów martwych...
K. D.: No tak tak, z piłką to był jeden wielki cyrk. Dodatkowo trochę
się pochorowałem, prawie nie wiedziałem co się wokół mnie dzieje. Przed
swoim występem czułem się bardzo źle i nie jestem na siebie zły za to
Sick Three, bo nie to nie była moja wina w jakim byłem stanie i jak się
czułem. Nawet nie pamiętam czyją piłką próbowałem zrobić swoją trójkę
R. K.: Czyli to wszystko nieszczęśliwy zbieg okoliczności. W następnym
roku będzie lepiej?
K. D.: Jasne! Następnym razem miejmy nadzieję, że przyjadę bez kontuzji i
będę walczyć o najwyższe miejsca w kilku kategoriach, bo na ten rok też
miałem takie założenia. Jak wiadomo, nie poszło, z kilku powodów.
Trochę żałuję, że nie startowałem w Variety, ale jak pomyślę o moim
biodrze, to dochodzę do wniosku, że i tak to byłoby bez sensu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz