czwartek, 15 sierpnia 2013

Nie taki straszny ten kryzys dla piłki

Kiedy kilka sezonów temu Legia kupowała Ivicę Vrdoljaka z Dinama Zagrzeb za niebotyczną jak na polskie warunki kwotę 1,5 mln euro, osobiście byłem w szoku. Nie rozumiałem, czemu, mając w obwodzie młodych Łukasika i ogranego już Borysiuka, Janusza Gola zdecydowali się na transfer kolejnego środkowego pomocnika. Za Vrdoljakiem przemawiało doświadczenie i myślę że to zdecydowało o transakcji, Legia po nieudanym sezonie 2009/2010 chciała wrócić do najlepszej trójki w Polsce. Suma sumarum ciężko wydane pieniądze opłaciły się - Legia na koniec sezonu zajęła 3 miejsce. Transakcje tego kalibru dla polskich klubów to istne science fiction, a od ostatniego czasu jeszcze większy niż do tej pory (Ivica był najdroższym transferem w historii naszej ligi, jeżeli chodzi o przychodzenie do polskiego klubu).


Kryzys gospodarczy, który nie ominął futbolu (a przynajmniej nie tego poza wpływami arabskich szejków) po paru latach pukania do naszych drzwi na dobre wszedł do polskiej piłki. Transfery cenowo zbliżone do Ivicy praktycznie nie mają miejsca, bo wydanie takiej kwoty na jednego zawodnika to dla klubów z ekstraklasy zbyt drogi zabieg. Dość wspomnieć że w tej przerwie sezonowej do tej pory kluby z ekstraklasy wydały 1,5 mln euro, czyli tyle... ile kosztował sam Ivica! W aspekcie wydawania pieniędzy można zauważyć u polskich klubów tendencję malejącą, bo np. rok temu, łącznie - w przerwie letniej i zimowej, polskie kluby dokonały transferów za prawie 3 mln euro, a dwa lata temu za 7,7 mln euro! Można powiedzieć że jesteśmy świadkami radykalnej zmiany polityki transferowej, gdzie kluby albo nie mają zamiaru kupować, bo nie mają za co (Pogoń Szczecin, Widzew Łódź) albo wychodzą z założenia że polscy zawodnicy są lepsi od obcokrajowców i z pieniędzmi poruszają się tylko w naszym kraju (Ruch Chorzów).

Aktualnie w Ekstraklasie panuje duopol finansowo - sportowy. Prym wiodą Legia i Lech, zarówno pod względem pieniędzy jak i potencjału sportowego. Reszta klubów boryka się z różnymi problemami - brak sponsorów, brak kibiców, problemy kadrowe (o tym później). Pod względem logistycznym dwaj rywale z Poznania i Warszawy także nie mają sobie równych, np. Poznaniacy mają nakreśloną strategię funkcjonowania klubu na kilka lat do przodu. Kto mógłby sobie pozwolić na taki luksus? Większość ekip martwi się żeby zamknąć budżet na jeden sezon, żeby spokojnie dotrwać do końca rozgrywek. Legia i Lech mają komfort - wierni kibice, duże stadiony, sponsorzy, akademie piłkarskie. Opierając się na informacjach ze Skarbu Kibica Polskiej Ekstraklasy Przeglądu Sportowego, Warszawiacy dysponują budżetem w wysokości 80 mln złotych, a Lechici 45 mln złotych. Następne zespoły to Śląsk - 30 i Wisła - 27.

Jeżeli chodzi o resztę klubów to sytuacja jest różna. Dominuje jednak tendencja cięcia kosztów - Pogoń musi oszczędzać, bo rozrzutność może grozić nawet deja vu z 2007 roku, czyli upadkiem klubu. Ruch Chorzów wprowadza oszczędzanie poprzez program "Teraz Polska" i inwestowanie tylko na polskim rynku. Widzew, który został ukarany przez Komisję Licencyjną zakazem transferów gotówkowych także zmuszany jest do oszczędzania ze względu na brak gotówki w kasie klubu. To tylko 3 kluby z polskiej Ekstraklasy. Paradoksalnie, taka polityka może wyjść naszym klubom na dobre. Brak pieniędzy to brak transferów, a jak wiadomo, kadrę jakoś dopiąć trzeba. Jak? Za pomocą wychowanków. I jest to coraz bardziej popularny trend. Do tej pory ze szkolenia w naszej lidze słynęły Legia i Zagłębie. Jest też "Widzewska Młodzież", która w zeszłym sezonie utrzymała się w Ekstraklasie (wg. portalu transfermarkt.pl w kadrze Widzewa jest tylko 2 (!!!) zawodników powyżej 30 roku życia). Reszta musi zacząć myśleć o szkoleniu wychowanków, bo może być to sposób na przetrwanie klubu.

Efekty stawiania na wychowanków można zobaczyć już teraz - chociażby transfery Pawłowskiego (tego z Widzewa) i Stępińskiego. Obydwaj w zeszłym sezonie grali w Widzewie i przyczynili się swoją grą do pozostania łódzkiego klubu w Ekstraklasie. Nie trzeba było długo czekać, by ktoś ich dostrzegł (o Stępińskiego zabiegało kilka klubów niemieckiej Bundesligi). Jeżeli chodzi o Stępińskiego, to mógł on na koniec sezonu (kończył 18 lat) zdecydować, z kim podpisze kontrakt. Wybrał FC Nuernberg. Transfer Pawłowskiego rozstrzygnął się w ciągu kilku dni. Malaga wypożyczyła go z możliwością pierwokupu za 700 tys euro (jeżeli zdobędzie 10 goli w Primera Division, to cena wzrośnie o 250 tys euro). Są to tylko dwaj zawodnicy. Np. efekty szkolenia w Legii do tej pory biegają po polskich boiskach (Furman, Łukasik, Żyro) albo pojechały już w świat (Borysiuk, Wolski). Polityka kadrowa polegająca na stawianiu na wychowanków będzie coraz częściej wykorzystywana, więc można się spodziewać wysypu młodych talentów, które nie dość że "zamkną" kadry polskich drużyn, to jeszcze po wytransferowaniu zapewnią im byt.

Patrząc na to co się dzieje w sferze finansowej polskich klubów i porównując tę sytuację z latami poprzednimi trudno nie nastawiać się optymistycznie na przyszłość polskiej piłki. Mniej obcokrajowców to więcej wychowanków, a to z kolei oznacza mus podwyższenia standardów szkoleniowych, żeby wychowankowie zapewniali godną grę. To zaś doprowadzi do podwyższenia poziomu ligi, więc niewykluczone że za parę(naście?) lat poznamy realną siłę polskiej piłki. Trudno identyfikować się z "polskim" klubem, gdzie na boisku jest więcej osób spoza granicy naszego kraju niż Polaków. Co pozostaje więc nam, kibicom do powiedzenia w kwestii problemów finansowych polskich klubów? Ano nic, trzeba trzymać kciuki, żeby brak pieniędzy będzie oznaczać stawianie na wychowanków i brak sprowadzania graczy (a przynajmniej większości) zza granicy. Bo wtedy polska piłka myślę że będzie lepsza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz